wtorek, 17 marca 2009

no line on the horizon

-płyta mimo całej mojej miłości do U2 jest... sobietaka. w całości lubię acz bez fajerwerków.
natomiast sierpniowy koncert to bezapelacyjnie, koniecznie i w ogóle. :) bilety w sprzedaży zaniebawem, może przez zaprzyjaźnioną firmę -co mi częściowo sponsoruje open karnety na fitness we wro - uda się załatwić nieco taniej. anyway i tak płyta bo 450 zł x2 to troszkę sporo jak na chorzowski stadionik. przebieram nogami. a wcześniej jeszce opener a jeszcze wcześniej może Franz Ferdinand i Royksopp w Mieście Kamiennych Buków. a jeśli Chorwacji nic nie wyjdzie - nie szkodzi. tydzień w Budzie na Sziget Festival tez nie jest zły. a nawet całkiem dobry - muzyczne wakacje - zupełnie w moim stylu.

jeśli chodzi o moją świeżoodkrytą chorobę - staram się z nią zaprzyjaźnić (powiedzmy). efektem ubocznym jest poznanie kliku fajnych ludzi, bardzo pracowity i pelen iluminacji tydzień, plany nowej jakości życia. a nade wszystko miła niespodzianka. dostaję teraz sporo skanów amerykańskich książek nt zdrowego odżywiania, odruwania i wszystkiego co pomocne. okazuje się, że te całkiem specjalistyczne pozycje czytam sobie na luzaku. a zatem trzeci rok cotygodniowych plotek z Magdą - odnosi skutek :)

co jeszcze? Koralina Gaimana w 3 D - r e w e l a c y j n a!!!!!!!!
fabuła - no wiadomo - w końcu to Gaiman. ale sam film - majstersztyk animacji!!! polecam gorąco.

a prywatnie? wszystko się chrzani i mam dziwne obawy. poniewaz nie mogę się stresować - bo mi to szkodzi - podwójny to problem.

2 komentarze:

bere pisze...

:)
czyli - można jakoś chorobę stłamsić.

co do tego ostatniego, to może dobrze, że się nie możesz stresować? moze się wyjaśni, może idzie jednak ku dobremu?
życzę Ci tego. bardzo, bardzo mocno.

vela pisze...

niedobrze że się chrzani.
i że choroba.
ja wróciłam i czuje się po powrocie taka wewnętrznie rozpieprzona w tej rzeczywistości że nie mogę się pozbierać.