poniedziałek, 2 lutego 2009

poniedziałkowa opowieść

złapałam niechcenie, nicnierobienie, nieefektywne zimowanie, niedźwiedziowanie, niechętne istnienie, niespełnienie, narzekanie, nie nie nienie...
wyszykuję kolejne wymówki by nie pójść na fit, tymczasem w plecy wlazło coś, poranki budzą mnie zmęczeniem sennym i ciało nie takie. dziś kolejne podejście, walka z wewnętrznym leniem. czy wydra wygra? kto wygra?

w domu zadomowiła się tośka. jest prezentem moim dla mnie, ma błyszczący ekranik, delikatne klawisze. jeszcze nie mam na niej poczty i ulubionych ale powoli się przeprowadzam. lubimy się. i jest tylko moja. co z tego wyniknie, czy będzie mnie więcej, częściej, lepiej? nie wiem. na pewno bardziej muzycznie... tak sobie myślę.

i nadal chcę mieć dziecko. bardzo. takie małe,puchate, if you know what I mean. nadal się nie zgrywamy.

mało piję, skóra sucha jak Sahara. nie good.

wczoraj oglądaliśmy gomorrę. świat jest straszny.

na kredensie - bilety na openera. namacalny ślad że za kilka miesięcy przez 4 dni oderwę się do ziemi. nie mogę się doczekać.

w głębi mnie nieporozumienia i pourywane dialogi. nerwowość i niesystematyczność. tak w ogóle. lecz bez wyrzutów.

3 komentarze:

bere pisze...

kwicień 2003. poczytałam sobie jednego bloga. skąd miałyśmy na to tyle energii???

beladonna pisze...

nie wiem nie wiem nie wiem

Anonimowy pisze...

gomorrę pragnę przeczytać. to nie świat - to ludzie.

a poza tym pozdrawiam serdecznie